Autor Wiadomość
majastasz
PostWysłany: Pon 11:09, 08 Paź 2018    Temat postu:

ewelinkaaa23 przedstawiłaś bardzo wyraźnie toksyczny związek, który nigdy nie osiągnie równowagi, przy kimś takim pogłębisz swoją nerwicę i się wykończysz. Nie pozwól się stłamsić, jesteś młoda i ktoś taki u twojego boku zabiera ci tylko czas. On celowo cię poniża i deprecjonuje, abyś nie miała odwagi od niego odejść. Nie pozwól sobie na to!
koliber
PostWysłany: Nie 19:27, 22 Kwi 2018    Temat postu:

To nie jest skomplikowane. Zwłaszcza, że wiesz co tak naprawdę Ci "dolega". Kompleksy. Najgłupsze co można zrobić to w nie uwierzyć. Bo co to są kompleksy? To patrzenie dziecinnymi oczami przez dorosłego człowieka. Tak! Bo jestem rudy, gruby, noszę okulary, jestem brzydki. Mało tego! Ktoś potwierdzi mi to i koniec, to ostateczny wyrok. Zastanawiałaś się dlaczego ludzie tak innym mówią? Bo się chcą dowartościować, chcą być lepsi. Zazwyczaj lepsi niż są w rzeczywistości. Są dwie metody żeby to przezwyciężyć. Religijna - uwierzyć, że jest tak jak piszę, i naukowa - samemu sięgnąć po literaturę fachową i poczytać trochę o psychologii i socjologii. Very Happy
ewelinkaaa23
PostWysłany: Nie 17:49, 22 Kwi 2018    Temat postu:

To bardzo skomplikowane... Mam tyle kompleksów, że wstydzę się nawet powiedzieć "cześć", dlatego zazwyczaj spóźniam się na zajecia, żeby uniknąć stania pod salą z tłumem ludzi.. A co do niego, to zdaję sobie sprawę, że jest na świecie wiele wartych uwagi czy po prostu normalnych osob, ale... Właśnie to ale dotyczy tego, że boję się, że nikt mnie nie zaakceptuje. On wmawiał mi wiele chorób psychicznych, raz mam chorobę dwubiegunową, raz borderline innym razem anoreksję... Jak zapytałam go po co jest z osobą, która według niego jest aż tak niezrównoważona? Odpowiedział, że jest ze mną bo mnie kocha i nikt inny by ze mną nie wytrzymał. W końcu w to uwierzyłam... Poza tym piękna przyszłosć, która rzekomo mnie z nim czeka... Nie wiem już sama co mam myśleć ;(
koliber
PostWysłany: Nie 15:58, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Cholera, nic z tego nie rozumiem?! Jesteś na studiach i nie masz na oku innych interesujących facetów?! Uwaga, będę ględził: jak ja byłem na studiach, to ciekawe dziewczyny przewalały się tabunami. A że często wylatywały spod opieki rodziców, to życie towarzyskie kwitło. Były imprezy, były dyskusje, wspólne weekendowe wypady w góry. Było pijaństwo - "bez start własnych" - wszyscy wracali skacowani ale cali. Nawet jakieś "zioło" się trafiło - nie popieram, pisze jak było.
Cóż to? Jedyny facet w promieniu 50km?! Czegoś tutaj nie kumam!
ewelinkaaa23
PostWysłany: Nie 13:18, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Dziękuję bardzo za odzew... Zdaję sobie sprawę z tego, że sama dobrze wiem, co powinnam zrobić, ale mimo to bardzo ciężko mi to przychodzi... To jest trochę tak, że za każdym razem jak próbuję mu wytłumaczyć, ze nie tak powinnam wyglądać nasza relacja, że rozumiem go, bo wiem, że w domu widział coś co odbiega od normatywnej rodziny (ojciec wracający do domu późno w nocy, nie jedzący z nimi obiadów, ciągle krytykujący jego matkę, zadajacy się z kumplami mlodyszmi o 10-15 lat i wiele innych). Wtedy następuje wybuch złości, bo jak mogę najeżdżac na jego rodzinę, skoro mój ojciec jak ma wolne, pije sobie drinka (oczywiście zrobił z niego z tego powodu alkoholika). Jest też prawdą, że przed tym jak go poznałam, bardzo lubiłam wychodzić z domu.. Na siłę szukałam koleżanek, znajomych.. Na pierwszym roku co tydzień chodziłyśmy z lokatorką (której wcześniej nie znałam) na imprezy albo zapraszaliśmy znajomych do siebie. Kiedy lepiej go poznałam (pod koniec stycznia na I roku studiów), nagle zaczęłam tracić zainteresowanie czymkolwiek. Po kilu miesiacach związku, lokatorka przestała się do mnie odzywać i ostatniego dnia czerwca widziałam ją po raz ostatni. Chłopak twierdził, ze jest już za dorosły na kluby i mu się nie chce. Rok temu w święta, jego koleżanka dodała zdjęcie na instgramie z klubu, na tym zjdęciu był też on.. Zapytałam go jak wrócił ze świąt, czy oprócz siostry był gdzies z jakimiś dziewczynami albo gdzieś wychodził. Od razu powiedział, ze tylko jak zwykle pił z kumplami u siebie w domu praktycznie całe świeta. Powiedział też, że jedyna kobietą z którą miał kontakt w święta były kobiety z jego rodziny.. Pokazałam mu to zdjecie, a on na to, że znajomi wyciągnęli go na siłę, a nie mówił mi, żebym nie była zła (na zdjeciach było kilka dziewczyn). W zasadzie w tym momencie temat sie skończył, bo powiedział, że on tam tylko siedział i pił, a tak poza tym to jest najwierniejszym chłopakiem na świecie i wierniejszego nie znajdę. Była też sytacja, że pojechał do Warszawy do znajomych na 2-3 dni (nie byliśmy wtedy razem od 2 miesięcy) i zadzwonił, że tak jakby już kogoś ma więc nie obrazi się jak ja też sobie kogoś znajdę. Powiedziałam, że nie szukam i się rozłaczyłam. Miesiąc później się zeszliśmy i jak powiedziałam o tej dziewczynie to zaczął się wykręcać, że nic nie było, ona spała u siebie w domu (pierwsza wersja), a jedyne co było między nimi to to, że polożyła mu rękę na kolanie, a on ją odepchnął. Wersja druga, 1,5 roku po tej sytuacji - on spał na jakimś fotelu, a ona na podłodze na materacu (powiedział to, zeby mi udowodnić, ze miał dużo okazji, ale nie korzystał). Co tydzien chodzi do kumpli na picie - wraca do siebie o 2-3 w nocy, czasami tam nocuje. Niby wierzę mu, że nie ma tam żadnych dziewczyn, ale jednak... Ja nie wychodzę nigdzie, a jak próbuję go namówić, to znowu powtarza, że na kluby jest za dorosły, a jak zapytałam czy moze pójdziemy na piwo w jego urodziny pod parasolki do jakiejś knajpy (ja pije 1-2 piwa na 2-3 mies) na przykład o 20:00, a on na to, że do której zamierzam tam siedzieć.. POwiedziałam, że nie wiem,, może do 22:00? A on, że to bardzo późno. Nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony wmawia mi aspołeczność, że on mnie wszędzie wyciąga, a ja nie chce wychodzić, a z drugiej jak coś proponuje to zawsze jest nastawiony anty. Faktycznie na II roku próbował mnie wyciągnąć, ale to było świezo po tym jak dziadek zachorował na nowotwór i po tym jak zmarł 3 miesiace później.. Dwa tygodnie temu chciałam sprzedać książki i umówiłam się z chłopakiem który chciał je kupić pod uczelnią. Oczywiście on czyta wszyskie moje wiadomości i zarządził, że pójdzie ze mną. Umówiłam się o 15:30, a on przyszedł po mnie ok 14:30 i wyglądał jak po dobrej imprezie. Mieszamy blisko komisariatu więc poszliśmy się przejść żeby dmuchnął, okazało się że o 15:00 miał jeszcze pół promila. Dziwił się, że nie chcialam z nim pójść do kawiarnii jak tylko sprzedam książki.. Ostatecznie poszliśmy coś zjeść na mieście, ale później padł u mnie na łóżku i spal.. Wiem, ze jak teraz pojedzie na weekend majowy to 6/8 dni będzie pił.. Jednak nie wiem czy powinnam się tym aż tak martwić, bo przy mnie nie pije.. Jedynie jak jest u kolegów i kiedy wraca do rodzinnego domu. Chociaż zastanawiam się co będzie później.. Oprócz tego dochodzi problem z finansami.. Nie chodzi o brak piniędzy tylko wręcz przeciwnie. Od wtorku do dzisiaj wydał 500 zł.Nie kupił sobie nic za te pieniądze opócz alkoholu i jedzenia + jedzenie dla mnie. Nie powinnam narzekać bo ok 1/5 poszła na mnie z tych pieniędzy, ale mimo wszystko.. Miałam dzisiaj dla nas w planach pierogi, rozmroziłam je dla mnie i dla niego, a on stwierdził, ze kupi pizze i hamburgera, bo pierogi to nie jedzenie. Praktycznie żywi się tylko pizzą i śmieciowym jedzeniem- hamburgery, KFC itp. Zapytałam go, czy nie czuje, ze to coś nie tak, ze wydał tyle pieniędzy, a on że i tak w domu mu dadzą więcej jak tylko pojedzie. Staram sie żyć dniem dzisiejszym, ale wiem jak łatwo przyzwyczaić się do dobrego.. Nie wyobrażam go sobie żeby jadał oszczędnie więcej niż 2-3 dni (tyle co czeka na przelew od ojca). Trochę się boję, że w przyszłości będę żyć jak cyganka, która musi robić na swojego cygana. Gdybym mogła skończyć tą znajomość w tej chwili i nie oglądać się za siebie- zrobiłabym to. Ale te kilka lat życia jakby na skraju społeczeństwa (zero znajomych, siedzenie w domu, nerwica lękowa, wpajanie przez niego że mam głowę jak żarówa, że jestem zakompleksiona, aspołeczna, wredna), sprawiły, że boję się czasami własnego cienia, a z drugiej strony wiem, ze potrafi być nieobliczalny.Wiele razy mówił, że nawet gdyby mnie zabił to i tak jego ojciec ma znajomości i szybko by wyszedł, a poza tym nie boi się więzeinia. Od jakiegoś czasu tego nie słyszę, ale nadal nie pozwala mi odejść. Widujemy się codziennie na zajęciach, on jest bardzo wygadany, wręcz pozbawiony hamulców moralnych. Nie wiem już co myślec, jak się bronić i czy przypadkiem nie będzie tak ( a tego też bardzo się boję), że zostawię go, on po kilku tygodniach kogoś pozna i okaże się, że jest cudownym chłopakiem, a ja zostanę zupełnie sama, płacząc do poduszki, bo przeciez on się zmienił dla mnie, a ja go zostawiłam..
koliber
PostWysłany: Sob 23:22, 21 Kwi 2018    Temat postu:

Cytat:
Nie, mirli jest obiektywny.

Nie, mirli usiłuje być "poprawny politycznie". Mirli unika mówienia wprost. Mirli stara się delikatnie powiedzieć, że czegoś nie akceptuje, ale tak żeby, broń Boże, ktoś nie poczuł się urażony. Mirli, jakby był policjantem, to by wołał za bandytą: przepraszam pana bardzo, czy mógłby się pan zatrzymać? Nie wiem czy był pan łaskaw zauważyć, ale postąpił pan inaczej jak jest to przyjęte i chciałbym z panem tę kwestię przedyskutować. Oczywiście jeśli ma pan czas...
I żeby była jasność: ja bym bandziora nie zastrzelił na miejscu Smile

Cytat:
Nie znam tej osoby i nie wiem, co nią kieruje, dlatego staram się powstrzymywać od osądu.

Ja też jej nie znam, ale znam kilka przypadków takich "związków" i dziwnym zbiegiem okoliczności wszystkie kończyły się przykro. Przypadek? Nie sądzę.

Cytat:
Cytat:
Mirli, jakie dojrzewanie? Facet 23 lata? 10 lat za późno dojrzewa! To znaczy, że jego psychika taka jest! Jest niedojrzały emocjonalnie i taki już zostanie!
A to jest już po prostu nieprawda. Oczywiście, znacznie bardziej prawdopodobne jest, że zostanie taki, jaki jest (albo mu się pogorszy), ale nie jest to wcale przesądzone. Gdyby znalazł mądrych, motywujących przyjaciół, porządnego terapeutę, czy nawet zaczął brać jakieś leki, możliwe, że wyszedłby na ludzi.

A potem żyli długo i szczęśliwie.
Za dużo bajek, za mało prozy życia.
Problem polega na tym, że mamy już całe pokolenie takich "niedojrzałych" dorosłych, którzy już mają własne dzieci i generują kolejne pokolenie bardziej aspołecznych jednostek. To już przerabiano na Zachodzie! Mam koleżankę, która uczyła 2 lata w publicznej szkole podstawowej na przedmieściach Nowego Jorku w połowie lat dwutysięcznych. To co mi opowiadała, to nie był film typu "Belfer" czy "Klasa 1984", a "Młodzi gniewni" to kompletna fikcja! Chciałbym uczyć się na cudzych błędach.

Cytat:
Nie wiem, co dokładnie spowodowało, że Twój znajomy wyszedł na prostą.

Miałem okazję z nim pogadać (spotkaliśmy się przy zupełnie innej okazji, ale pamiętałem i zapytałem, nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat wprost), powiedział mi, że zadecydowały 2 rzeczy: wojsko, i to, że po wojsku nie wrócił do swojego "grajdołka". Jeszcze wyciągnął z niego młodszego przyrodniego brata. Wojsko spowodowało zmianę otoczenia, wtłoczenie go do "bandy samców" - jak sam określił. Nawiązał więzi jakich nie znał a do jakich podszedł bardzo poważnie. Opowieści kolegów o ich domach, skonstatowania własnego położenia. Zapytałem go, czy to był dla niego wstrząs? Powiedział, że to raczej było odkrycie. Wiedział, że są "normalne" rodziny, ale że przebywał tylko z własną, więc porównanie było hipotetyczne. Wojsko go dowartościowało. Otrzymywał nagrody za to, co faktycznie robił dobrze, a kary, za to co spieprzył. Jasny podział dobro - zło. Nie wiem czy udało mi się przelać tu jego myśl.
Powiedziałem mu również, dlaczego zadaje mu te pytania, co myśli o takim przypadku "toksycznego związku". Powiedział w zasadzie co już napisałem i wskazał mi jedną kwestię, którą pominąłem a która jest OCZYWISTA. On, nawet mieszkając w "rodzinnym domu", nie podniósł by ręki, czy powiedział złe słowo na matkę, siostrę, czy koleżankę. WYCHOWANIE - tego argumentu zabrakło mi wcześniej.
dino
PostWysłany: Czw 20:46, 19 Kwi 2018    Temat postu:

Nie sądzę, żeby dziewczyna nie wiedziała, iż jej związek jest toksyczny. Myślę, że nie wie w jaki sposób z niego bezboleśnie wyleźć. Problem w tym, że to se tak ne da. Musi też sobie sama uświadomić co tak naprawdę "kocha" w swoim lubym, czy zniosłaby to wszystko gdyby był szczerbatym trolem. Być może wtedy okazałoby się, że ta samotność wcale nie taką staszną jest alternatywą. Pytanie na ile jej miłość jest oparta na fizyczności.
Mając 23 lata powinna fruwać z miłości, a nie płakać po kątach.
Może trochę poczekać pół roku , rok na właściwą osobę, a nie rzucać się na byle co.
Faktycznie to świetnie, że jej nie bije. Jeszcze tego by brakowało.
Kobieto najwyższy czas, żeby pękła Ci żyłka.
mirli
PostWysłany: Śro 22:35, 18 Kwi 2018    Temat postu:

Cytat:
Mirli próbuje tutaj usprawiedliwiać psychola. A ja tu widzę tchórza, który wykorzystuje sytuację. Bo tchórzem i bydlakiem jest facet, który tak się zachowuje! Tu, według moich wartości, nie ma o czym dyskutować!

Nie, mirli jest obiektywny. Nie znam tej osoby i nie wiem, co nią kieruje, dlatego staram się powstrzymywać od osądu. Może ten facet był w dzieciństwie katowany, może był molestowany, a może jest chory psychicznie. Może wszystko naraz, a może nic z tych rzeczy - nie wiem. Jego zachowanie jest bez wątpienia złe, ale może nie być do końca tego świadomy. Być może wydaje mu się, że tak powinno być, albo że ma prawo do takich zachowań. Tego również nie wiem. A jeśli nie posiadam tego typu informacji, nie próbuję jednoznacznie osądzać ludzi. Łk 6,37, bo widziałem, że wcześniej gdzieś cytowałeś Biblię.

Cytat:
Mirli, jakie dojrzewanie? Facet 23 lata? 10 lat za późno dojrzewa! To znaczy, że jego psychika taka jest! Jest niedojrzały emocjonalnie i taki już zostanie!

A to jest już po prostu nieprawda. Oczywiście, znacznie bardziej prawdopodobne jest, że zostanie taki, jaki jest (albo mu się pogorszy), ale nie jest to wcale przesądzone. Gdyby znalazł mądrych, motywujących przyjaciół, porządnego terapeutę, czy nawet zaczął brać jakieś leki, możliwe, że wyszedłby na ludzi. Nieraz udaje się pomóc ludziom starszym i z dużo poważniejszymi problemami, pod warunkiem, że tego chcą, a także posiadają odpowiednią dozę wytrwałości, samokontroli i intelektu. Mózg jest plastyczny przez całe życie, głównym kryterium jest tutaj chęć zmiany.

Cytat:
Tylko, Mirli, nie pisz, że to wyjątek. Bo to POWINNA BYĆ norma. I to mnie wkurza Smile

Jednak napiszę, że to wyjątek. Nie wiem, co dokładnie spowodowało, że Twój znajomy wyszedł na prostą. Może miał po drodze doświadczenia, które popchnęły go w tym kierunku, może ktoś mu pomógł, zainspirował go, może ma po prostu silną psychikę. Ludzie są różni, a ich życie toczy się w odmienny sposób, bo trafiają na innych ludzi i inne sytuacje. Wielu (większości?) nie udaje się to, co Twojemu znajomemu, a nie można ich po prostu wypisać ze społeczeństwa. Osądzanie tych ludzi nic nie zmieni, wkurzanie się również, ale można spróbować im pomóc - jeśli nie dla nich samych, to dla dobra ogółu.

Oczywiście decyzja, czy pomóc temu konkretnemu facetowi, jest kwestią dobrej woli Eweliny, która posiada dużo większą niż my wiedzę na temat tej sytuacji. Sam natomiast radziłbym jej raczej zakończyć ten związek, choćby z uwagi na same jej wcześniejsze przeżycia.

Cytat:
Kobieto. Idż na wódkę, upij się porządnie, popłacz sobie i go rzuć. Poboli poboli i przestanie, Miłość jest jak chwast następna zagłuszy poprzednią,
Wiem, bo od przedszkola zawsze kochałam się "na zawsze",

Tyle że zerwanie i następująca po nim samotność jest dla wielu ludzi z problemami większą traumą, niż tkwienie w patologicznym, ale jednak związku. Czasami, dosłownie, śmiertelną. Dlatego lepiej się do tego solidnie przygotować, a nie po prostu "iść na żywioł".
dino
PostWysłany: Śro 20:16, 18 Kwi 2018    Temat postu:

Kobieto. Idż na wódkę, upij się porządnie, popłacz sobie i go rzuć. Poboli poboli i przestanie, Miłość jest jak chwast następna zagłuszy poprzednią,
Wiem, bo od przedszkola zawsze kochałam się "na zawsze",
koliber
PostWysłany: Śro 18:05, 18 Kwi 2018    Temat postu:

Ewelina, napiszę z perspektywy człowieka, który śmiało mógłby był Twoim ojcem: goń bydlaka jak najszybciej! Tak, bydlaka! To nie jest miłość, jeśli drugi człowiek, nawet w żartach, próbuje Cię zepchnąć ze schodów! Jeśli Cię wyzywa w kłótni! "Kobiety nawet kwiatkiem nie uderzysz!". Mirli próbuje tutaj usprawiedliwiać psychola. A ja tu widzę tchórza, który wykorzystuje sytuację. Bo tchórzem i bydlakiem jest facet, który tak się zachowuje! Tu, według moich wartości, nie ma o czym dyskutować!
Ewelina, jesteś dziewczyną "po przejściach", kruchą istotą, moim zdaniem nie ma się co zastanawiać, czy ta cała sytuacją Cię nie załamie albo nie doprowadzi do czego gorszego.

Mirli, jakie dojrzewanie? Facet 23 lata? 10 lat za późno dojrzewa! To znaczy, że jego psychika taka jest! Jest niedojrzały emocjonalnie i taki już zostanie! Musiałby się zdarzyć cud, Dziewczyna musiałaby być mocna psychicznie, zdeterminowana i zakochana. A Ona wykazuje zdrowy rozsądek i się rozpytuje obcych ludzi o ich osąd sytuacji.

P.S. co do "zachowań automatycznych". Mam znajomego, rocznik 1981, który wychował się w patologicznej rodzinie. Alkohol, przemoc, występki. Tak jak on dba o swoją rodzinę, jak opiekuje się chorą żona, jak zajmuje się dziećmi, to aż zazdroszczę mu takiej postawy. Pewnie sam bym tak nie potrafił. Dlaczego tak postępuje? W życiu tego nie miał i nie widział, skąd wzorce? Bo to jest facet, dojrzały mężczyzna. Ot co!
Tylko, Mirli, nie pisz, że to wyjątek. Bo to POWINNA BYĆ norma. I to mnie wkurza Smile
mirli
PostWysłany: Śro 13:01, 18 Kwi 2018    Temat postu:

Cytat:
Czy wam samym albo komuś, kogo znacie udało się pokonać tego rodzaju kryzys, czy raczej należy uciekać gdzie pieprz rośnie...

Z pewnością zdarzają się ludzie, którzy w pewnym momencie postanawiają zacząć nad sobą intensywnie pracować, czy też z tego lub innego powodu doznają wewnętrznej przemiany, i przestają być beznadziejnymi partnerami. Ja osobiście znam tylko przypadki, gdzie zachowanie takiej osoby pogarszało się z czasem, a w najlepszym razie - utrzymywało na stałym poziomie (głównie dzięki temu, że druga strona nauczyła się chodzić wokół niej na palcach, by jej nie prowokować). Nie jestem jasnowidzem i równie dobrze tu może wydarzyć się ten pierwszy wariant, ale w mojej opinii prawdopobieństwo, że tak się stanie, jest raczej niewielkie.

Mówisz, że zachowanie Twojego chłopaka nieco się poprawiło. Pytanie brzmi - jaka była jego motywacja do poprawy? Czy naprawdę zaczął dojrzewać do tego, że jego zachowanie jest złe, czy tylko poszedł na kompromis w obawie przed kolejnym zerwaniem? Jeżeli za jego przemianą nie stoi żadna refleksja, możliwe, że z biegiem czasu wróci do poprzednich zachowań, gdy znów poczuje, że udało mu się Ciebie sobie podporządkować. Zresztą to może być jedna z głównych przyczyn jego zazdrości o innych ludzi - osobom, które mają przyjaciół i płynące od nich rady oraz wsparcie, zdecydowanie łatwiej wyrwać się z patologicznego związku, niż tym, dla których partner jest całym światem.

Z moich doświadczeń natomiast kluczowe znaczenie ma ten szczegół:
Cytat:
Według niego, to co przeżyłam jest niczym więc wyśmiewał się z tego wielokrotnie.

Agresja czy zazdrość to często automatyzmy, zachowania, które część ludzi wynosi np. z własnego domu, i powtarza bezrefleksyjnie, nie zdając sobie sprawy z tego, lub bagatelizując to, że są niewłaściwe. Takie zachowania da się wykrzewić. Ale brak empatii, czy chociażby chęci zrozumienia punktu widzenia drugiej osoby, zwłaszcza w tak poważnej kwestii jak próba samobójcza, to już zwykle na tyle stała cecha osoby, że jej odkręcenie wymaga wielu lat pracy nad sobą. A w przypadku Twojego chłopaka dochodzi jeszcze kwestia przemocy fizycznej i psychicznej, zazdrość, uzależnienie od gier komputerowych... To dużo, być może zbyt dużo.

Nawet jeżeli Twój chłopak będzie chciał coś z tym zrobić, będzie to wymagało od was inwestycji olbrzymiej ilości czasu i energii, tak więc zastanów się, czy on jest tego w ogóle wart. Jeżeli natomiast nie będzie chciał się zmienić... odpuść sobie ten związek, zanim skończy się tragedią.
ewelinkaaa23
PostWysłany: Wto 21:26, 17 Kwi 2018    Temat postu: Czy Wy byście to wybaczyli? Co o tym myślicie?

Zacznę od początku, tak chyba będzie najlepiej (postaram się, żeby ten post był maksymalnie treściwy). Otóż: od ponad 3 lat jestem z obecnym chłopakiem. Poznaliśmy się w październiku 2014 roku na strudiach, od stycznia 2015 roku jesteśmy razem. Po kilku miesiacach wprowadził się do mojego mieszkania w Lublinie (wynajął w nim jeden pokój, w drugim mieszkałam ja, w trzecim obca osoba, później jego kolega od podstawówki). Od samego początku był bardzo zazdrosny, spędzaliśmy razem 100% czasu (uczelnia, mieszkanie, zakupy). On zawsze miał dużo kolegów, koleżanek , ja 2-3 znajome na studiach, które i tak mu się nie podobały. Wkrótce zostałam sama, on jakoś specjalnie też nie wychodził. Średnio 9-10 godzin dziennie grał w LOLa ze współlokatorem (jego kolegą) w moim pokoju. Ogólnie w swoim praktycznie nie przebywał. Już po pół roku zdarzyło mu się nazwać mnie w kłótni szmatą, suką, dziwką... Później doszło popychanie, podstawianie nóg, wpychanie się przed wejście w drzwiach, chodenie krok w krok, ujawnianie w miejscach publicznych moich brudów z przeszłości. Ogólnie jestem po pobycie w klinice psychiatrycznej (anoreksja- najniższa waga 33 kg/171) oraz po próbie samobójczej w wieku 16 lat. Oboje w tej chwili mamy po 23 lata. Według niego, to co przeżyłam jest niczym więc wyśmiewał się z tego wielokrotnie. Po ponad roku związku, nie wytrzymałam. Zerwałam z nim, pomimo nerwicy (pierwszy napad u niego w domu rodzinnym po kilku mies zwiazku). Niestety, zerwałam na początku czerwca, a w październiku zaczęły się studia i napisałam pierwsza. Szybko do siebie wrócilismy, bo miałam nadzieję, ze zrozumiał i się zmieni. Niestety wyzwiska, dziura w drzwiach i popychanie nie skończył się na dobre... Teraz jest już spontanicznie, chociaż tydzień temu podczas kłótni wydawało mi się, że chciał zepchnąć mnie ze schodów w swoich bloku (od czerwca 2016 nie mieszkamy razem), on mówi że nie zrobiłby tego na poważnie i mi się wydawało, po prostu mnie wypchnął, bo myślał, ze będę chciała wejść z powrtoem do jego stancji. Nadal ciągle mnie wszędzie podwozi, widujemy się praktycznie codziennie, jest zazdrosny, ale dopóki się z nim zgadzam i wszystko jest po jego myśli, nie podnosi na mnie ręki ani nie wyzywa... Wiem, że jestem od niego uzależniona, ale zastanawiam się, czy bycie z takim człowiekiem ma przyszłość.. Czy wam samym albo komuś, kogo znacie udało się pokonać tego rodzaju kryzys, czy raczej należy uciekać gdzie pieprz rośnie... Istotnie w tym wszystkim jest też to, że jestem jego pierwszą dziewczyną... być może ma prawo nie wiedzieć jak się zachować.. Nie widzi nic złego w nazywaniu kobiety szmatą, jeżeli tu cytat "nie zachowuje się jak kobieta" czytaj: podnosi głos, krytykuje jego rodzinę albo jego, pisze z kimś innym niż on. Wszyscy mówią mi, że powinnam dać sobie spokój, ale nie wiem czy to miłość czy uzależnienie, czy strach przed samotnoscią... Potrafi być bardzo miły i kochany, ale czasami wbija takie szpile, że człowiekowi się odechciewa walczyć o ten związek..

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group