Autor Wiadomość
_Req_
PostWysłany: Pon 11:32, 29 Sie 2016    Temat postu:

Ostatni dzien chorobowego a pogoda paskudna... leje caly czas i burza krazy.
Pomarudze wiec troche zwlaszcza ze pod koniec tematu poruszaliscie tzn. Glownie Moriarto kwestie milosci,szacunku, lojalnosci, wiernosci i szczerosci.
Czytajac doszedlem do wniosku ze kiedys bylo z tym lepiej a teraz jest jak jest.
Czemu ? Trudno odpowiedziec pewnie. Mam swoje przemyslenia na ten temat. Ale Ci ktorzy sledza moje posty dobrze o tym wiedza;p.
Zaczne od ssakow ogolnie. Wsztystkie ssaki zyja glownie po to zeby utrzymac gatunek. Czyli czesto najsilniejszy samiec zapladnia samice i pozniej zaczyna sie wychowywanie potomstwa. Potomstwo uczy sie wszystkiego czego nauczylo sie od rodzicow i czasami jak sie mialo szczescie czegos od siebie. Wszystkiego co jest potrzebne zeby potomek jak najlepiej umial sobie poradzic w zyciu.
Przeskocze teraz konkretniej do ludzi. W zachowaniu ludzi widac juz podstawowa roznice. Samca nie wybiera sie juz od dawna na postawie "porzadnych genow" . Wiele innych podstaw sie znalazlo. Poza tym od kilku pokolen nie uczy sie dzieci zycia... zamiast uczyc od malego podstawowych czynnosci i obowiazkowosci daje sie im to czego my nie mielismy... (cokolwiek by to nie bylo:|) Przeciez ped za tym zeby byc lepszym czy tez moze najlepszym jest tak ogromny ze chcemy byc najlepszymi rodzicami na swiecie... Jak ja czesto powtarzam lepsze jest wrogiem dobrego. W spoleczenstwie byly wartosci zapewniajace przetrwanie i umiejetnosci radzenia sobie w zyciu. Przez to lepsze nie uczymy dzieci niczego...bo przeciez mialem obowiazki jak bylem maly .. no ale moim dzieciom tego nie zrobie... Tak super pomysl wychoduj kaleke ktora niczego samodzielnie zrobic nie potrafi ... na pewno bedzie wdzieczna.
Dochodzi do tego nasza "tolerancja" ktorej znaczenie tez juz na psy swoja droga zeszlo. Dla mnie tolerowac to pozwalac zyc i nic wiecej. Nic mniej oczywiscie tez. Jak doszlo do tego ze ludzi chorych pokazuje telewizja? Czemu sa idolami? Spoleczenstwo przez bledy wychowawcze tak sie zdegenerowalo ze degeneraci ktorzy cos osiagneli karmia nas takimi rzeczami na codzien i czlowiek podatny na wplywy zewnetrze nim sie obejrzy siedzi w pulapce i wierzy ze to nie jest zle zmieniac partnera co rok lub byc pedalem. Nie chce w sumie okreslac w kategoriach zle dobre tylko chodzi mi o to zeby nie bac sie powiedziec ze to nie jest zgodne z natura. Tolerowac to mozna... znaczy nie bedziemy ich zabijac. Nie bedziemy tez ich nigdzie pokazywac bo sa poprostu chorzy.( zeby nikt sie nie przyczepil choroba to kazdy odchyl od normalnosci).
Teraz troche o dzieciach i zabawkach... dzieci kiedys mialy jedna zabawke niejednokrotnie przez cale swoje zycie. Czyli zniszczylas lale to juz nie ma lalki. Uczyly sie szacunku do tego co maja. Szacunek przelozyc na ludzi nie jest takie trudne bo uczucie samo w sobie sie zna. Teraz dzieci maja tony zabawek i rocznie dziesiatki sa niszczone i wyrzucane..
Jeszcze jeden aspekt zwiazany z seksem. Od zawsze mezczyzna posiada testosteron. Nie posiadalby go to nie przetrwalaby ludzka rasa. Zanik testosteronu u faceta powoduje ozieblosc seksualna. Poped wywolany przez testosteron jest tak silny ze w obecnosci kobiety facet zaczyna sie popisywac zeby ja zdobyc. Do tego zeby w facecie uruchomil sie mechanizm wystarcza obecnosc kobiety. W naszych czasach pornografia jest ogolnie dostepna a facet ktory przez testosteron mysli duzo o seksie w polaczeniu z pornografia zaczyna totalnie swirowac. Dokladajac do tego ze kobiety czujac sie "wyzwolone" Robia to co facet i zaczynaja szybko wspolzycie z byle kim . Zwlaszcza ze faceci majacy przypomnienia seksualne na kazdym rogu widzac chetna kobiete nie odmowia.
Ze wstepu to chyba tyle.

Zaczne od szczerosci.
Szczerosc kojarzy sie z czlowiekiem prawdomownym. A takie sa i chyba zawsze byly tylko dzieci do pewnego wieku. Pozniej ucza sie klamac od doroslych. Bagatelizowanie klamstw tez nie jest dobre. Moriarto napisal ze zdarza mu sie klamac( kazdemu sie zdarza) w sprawach blachych nic nie znaczacych. Super one dla niego nic nie znacza, ale dla kogos innego moga zanczyc duzo. Tu zaczyna sie problem bo nikt nie potrafi ustalic ktore klamstwo jest znaczace a ktore nie.
Ale jest jeszcze szczerosc w uczynkach. Ta szczerosc jest duzo wazniejsza niz to co potrafimy bardziej lub mniej udolnie powiedziec. Powiazalbym ja w sumie z konsekwntnoscia i nioralnoscia kazdej osoby. Jestes konsekwentny w dzialaniu i masz zasady moralne jestes kims. To Twoj drogowskaz na cale zycie. Nie masz go nie jestes szczery. Uproszczone wnioski ale mysle ze nie najgorsze.
Powyzsze cechy lub ich brak odbijaja sie w calej gamie sfery uczuciowej u czlowieka. Wiec maja wplyw na postrzeganie i rozumienie przez nas uczuc. Czyli milosc, przyjazn oraz ogolnie pojete relacje miedzyludzkie.
Jak mam szanowac kogokolwiek czy cokolwiek jak mnie uczono od malego zeby tego nie robic. Zniszczylem zabawke dostaje dwie nowe itd. Wiec szacunek wykreslam juz od mlodych lat z listy potrzebnych.
Ucze sie tez ze nie ta zabawka to inna. Zaczynam miec wymagania. Nie wszystko jest mnie godne.Przenosze to zachowanie na ludzi... i o zgrozo to dziala tak samo...nie ten to inny. Po co sie starac dopasowywac? Po co ulepszac swoj charakter? Nie ma sensu. Inni sa po to zeby sie do mnie dopasowac a jak nie to wypad. Inni jesli chca ze mna byc musza sie zmienic. Zanim ktos otrzyma cos ode mnie musi pokazac ze jest tego wart. CO ZA BZDURY WBITO WAM DO GLOWY!!!
Najlepiej uzyc okreslenia bez pracy nie ma kolaczy.Nie dajesz nic nie dostaniesz nic. Nie dawaj kazdej spotkanej osobie, poznaj ja najpierw. Dawaj cos od siebie ale nie poswiecaj sie dla nikogo. To nie jest trudne.

Milosc i przyjazn to uczucia ktore potrzebuja czasu potrzebuja rozwinac sie a to trwa. Dopiero kiedy kogos poznamy jest szansa ze urodzi sie jakiekolwiek uczucie. W czasach ktore i mi sa obce rodzice wybierali corce meza a synowi zone. Dzieci nie mialy na to wplywu. Zastanawiajace jest to ze zwiazki te funkcjonowaly i w niejednym pojawiala sie milosc. Teraz kobiety mowia o milosci po tygodniu znajomosci....
Czemu? Kobieta potrzebuje kochac. Bez milosci usycha i nie potrafi w wiekszosci przypadkow normalnie funkcjonowac. Wlasnie dlatego w zwiazkach wybranych przez rodzicow pojawiala sie milosc. warunki jej powstania byly duzo zdrowsze niz dzisiaj. Dwoje ludzi ktorzy sie nie znaja nagle zaczynalo mieszkac razem. Facet ktory byl nauczony ciezkiej pracy by utrzymac rodzine i kobieta ktora postepowala w ten sam sposob. Jej dzien nie byl lzejszy. Po jakims czasie oboje poznawali sie. Nie bylo milosci wiec szanowali sie wzajemnie. kazdy zwracal drugiemu uwage o rzeczy ktore mu sie nie podobaja i nie bal sie ze ten drugi przestanie kochac. A czemu sie nie bal? Bo miedzy nimi nie bylo milosci.
Poniewaz jesli ludzie sie szanuja i ciagna wozek razem pojawia sie uczucie miedzy nimi mozna mowic o tym ze pojawiala sie milosc.
Nie ma w tym nic dziwnego ze tak bylo, rodzice wybierali dla dzieci kogos kogo rodzicow lubili. Wynoszac pewne zasady i zachowania z domu jest wielce prawdopodobne ze ktos wychowany w domu przyjaciol rodzicow bedzie podobnie funkcjonowal do nas. I cala zagadka.
Teraz rozluznienie spowodowalo ze facet ma seks na poczatku znajomosci... im mlodszy tym mniej mu na czymkolwiek innym zalezy. Oboje wiedza ze jak nie ten/ta to inny/inna wiec nie zalezy nikomu tak naprawde zeby z jakakolwiek osoba stworzyc silna wiez.

Dodatkowo gadanie o drugiej polowce ktore pojawilo sie w latach 50tych dwudziestego wieku nabralo w dzisiejszych czasach nadmiernego znaczenia. Nie ma drugiej polowki jesliby byla nie trzebabyloby na nic uwazac przy takiej osobie. A ile z was tak szczerze dla siebie przyzna ze niejednokrotnie ugryzlo sie w jezyk i nie powiedzialo czegos zeby utrzymac znajomosc.
Ignorancja i wygoda osobista nie chce zeby to co napisalem bylo prawda. Wiele osob sie nie zgodzi. Nie wiem czy do konca oddalem tresc i nawet jesli nie do konca jest to prawda ale faktem jest ze spoleczenstwo schodzi na psy a przyczyna lezy chcac nie chcac gdzies w tych porownaniach.
Heh nie ma nic gorszego niz ja na chorobowym w brzydka pogode;)
_Req_
PostWysłany: Pon 7:24, 29 Sie 2016    Temat postu:

W sumie podobnie postepuje Morgana. Dla mnie to ze wybacze nie wiaze sie z tym ze bede zyc dalej z osoba i bedzie miala miejsce przy moim stole:) To takie troche moze dziwne ale po czasie jak ta osoba juz nie jest czescia mojego zycia udaje mi sie czesto na tyle sie ze wszystkim oswoic ze jej obecnosc jest do zaakceptowania i nie czuje nic nawet urazy... ale czesto trwa to latami.
Co do zemsty hmm... nie zastanawialem sie w tym polaczeniu ale tak lubimy sie mscic... Ja tez czasami lubie sie zemscic... zwlaszcza w pracy... za zlosliwosc zlosliwosc... to poprawia mi humor niejednokrotnie. W zwiazku nie tu staram sie jak najszybciej zapomniec... bo co tu zrobic komus kogo sie pozbylem ze swojego zycia... i po co ? Zeby dalej intensywnie o nim myslec? ja podziekuje za taki scenariusz. Jak ktos Ci zabije zonei dzieci to juz jest grubo...trudno powiedziec mi jak to jest. Poznalem raz czlowieka ktory stracil zone i dzieci .. no dobra to juz czlowiek nie jest... ale i tak go poznalem. Egzystuje na minimum ale z tego co wiem nie mscil sie. Moze sam fakt doprowadzil go do takiego dola ze nie dal rady sie mscic... nie mam pojecia.
W sumie i tak glownie chozilo mi o to co to jest wybaczenie a nie co mozna a czego nie mozna wybaczyc.
Morgana
PostWysłany: Nie 21:11, 28 Sie 2016    Temat postu:

To ja krocej: wybaczac? A po co, lepiej sie zemscic: )

Hrabia Monte Christo to jedna z moich ulubionych ksiazek w dziecinstwie byla; )

Najtrudniej to wybaczyc sobie samemu (samej).

Tak czy inaczej, mega chrzescijanska idea wybaczania wrogom to piekna idea, niestety do rzeczywistoci ma sie nijak. W praktyce sie zwyczajnie nie sprawdza. Mozna sobie teoretyzowac, do czasu az ci ktos zabije dzieci czy rodzine...

Zdrada? Na wojnie za to jest kula w leb a w zwiazkach? Taki zwiazek jest neiwazny. Nie da sie z tym zyc. O ile ktos ma sumienie. Lepiej sie rozwiesc. Zreszta, jest tak jak napisalam wczesniej: najgorzej wybaczyc sobei samemu/ samej; )
_Req_
PostWysłany: Sob 22:41, 27 Sie 2016    Temat postu:

Kurcze tyle czasu juz jest forum a ja nawet nigdy nie zajrzalem do tego posta a ciekawy jest. Jedno co zauwazylem w tej rozmowie znacznie odbiegliscie od tematu watku. Fakt ze Moriarto rozszezyl go w pierwszym zdaniu o wazny wyraz ale i tak dla mnie intersujace jest to co rozumiecie pod samym pojeciem wybaczyc. Bo to slowo kluczowe zeby zaczac rozmowe o wybaczaniu. Moze zaczne od cytatu "...i wybacz nam nasze winy jako i my wybaczamy naszym winowajcom..." prawdopodobnie kazdy go zna. Z perspektywy religii nie liczmy na wybaczenie u Boga jesli sami nie potrafimy wybaczyc. On wybaczy nam tak jak my wybaczamy innym. Ja nie jestem zbyt katolicki ale wydawal mi sie waznym aspektem ten fragment, zwlaszcza dla katolikow;). Wszyscy zastanawiaja sie co moga wybaczyc a czego nie a tak naprawde powinni sobie zadac pytanie a co to jest wybaczenie?, a jak sie wybacza? Czesto pojawiaja sie slowa to potrafie wybaczyc tamtego nie... dochodzi do tego pojecie drugiej lub kolejnej szansy... oprocz tego za pewne przewinienia pojawiaja sie kary... Najbardziej podobalo mi sie jednak dojscie do wniosku ze "moglbym byc z prostytutka ale jesliby obiecala ze przestanie pracowac" nie wiem co to ma wspolnego z wybaczaniem czegokolwiek.
Sa rozne relacje miedzyludzkie i rozne rzeczy w rozny sposob odbieramy. Rzeczy ktore sa dla nas malowazne, wybaczamy latwo. Ale co takiego wtedy robimy? No wlasnie mnoza mi sie pytania ... a odpowiedzi nie znalazlem w watku zadnych... Bardzo duzo teoretycznych rozwazan opartych na uczuciach i emocjach. Dodatkowo wplatala sie moralnosc i kilka innych rzeczy w rozmowe.
Nie wiem czy ktokolwiek ma zamiar temat kontynuowac wiec nie zostawie go bez odpowiedzi. W zyciu wybaczylem juz najrozniejsze rzeczy, innych nie dalem rady i nie wiem czy kiedykolwiek dam.
Zaczne moze od tego czym jest wybaczenie. Nie mam tu swojej regulki ale slyszalem ze wybaczenie polega na tym zeby nigdy nikomu nie wspominac o danym zajsciu. Nie wazne jak boli i nie wazne ze moze bolec do konca zycia. Cos w tym jest nie okazujemy zalu ani urazy na zewnatrz wiec wybaczylismy. Nie wiem czy to tak dziala w kazdym razie nie przekonuje mnie to do konca. Wybaczylem pewnej osobie zle rzeczy i.. co sie ze mna dzieje? Czuje sie z tym dobrze, potrafie bez cienia zalu spojrzec tej osobie w oczy i normalnie z nia porozmawiac. Wiec czemu ktos uwaza ze wybaczenie moze byc polaczone z cierpieniem a wiec ze zlym samopoczuciem? Nie rozumiem tego do konca ale widocznie inaczej przez ten proces przeszedlem, a moze ta osoba nie potrafi wybaczyc tak do konca. Niestety zeby wybaczyc tej osobie o ktorej napisalem potrzebowalem wielu lat... na dluzszy czas wyrzucilem ja ze swojego zycia... i kiedy mi na niej przestalo zalezec jakos bylo juz latwiej. Wybaczenie nie oznacza wiec ze przyjmiemy kogos spowrotem. Poprostu po jakims czasie stwierdzamy ze ta osoba taka jest i juz. Niech sobie taka bedzie ale nie w naszym scislym otoczeniu. Pisaliscie o zdradzie w zwiazku... Co ona powoduje brak zaufania to glowny skutek uboczny. Bez zaufania nie ma zwiazku... wiec jesli go nie ma nie ma co sie dluzej meczyc razem.... ktos powie a co z druga szansa.... kazdy na nia zasluguje...
Tak zasluguje kazdy i nikt mu nie broni jeszcze raz sprobowac ale niech to robi na koszt kogos innego. Kogos kto nie ma jeszcze powodu nie ufac tej osobie. Osoby nieszczere i potencjalni "zdrajcy" nie ufaja nikomu. latwo to zobaczyc jak sie patrzy dobrze. Podejrzewaja o rozne rzeczy snuja intrygi. Osoby szczere nie podejrzewaja nikogo o nic, bo im na mysl nie przyjdzie ze mozna ukrywac cos przed partnerem.
Pozno sie zrobilo i gubie powoli watek ale interesuje mnie jedno: Wybaczyles/las komukolwiek cokolwiek w zyciu? Tak naprawde z pelna swiadomoscia? Ja tak... osoby ktorym wybaczylem nie graja juz duzej roli w moim zyciu i za kazdym razem dlugo to trwalo ale w koncu wybaczylem. Mam tylko cicha nadzieje ze i tej reszcie ktorej do dnia dzisiejszego nie potrafie wybaczyc za kilkanascie lat dam rade:) i tym oto akcentem zakoncze temat.
Moriarto
PostWysłany: Wto 11:26, 18 Lis 2014    Temat postu:

Trochę dawno mnie nie było ze względu na tryb pracy w między czasie jednak starałem się jakoś przedstawić sobie swój system wartości i doszedłem do wniosku, że nie potrafię wyszczególnić konkretnych punktów. Wszystko opiera się bardziej o moje postępowanie w codziennym życiu.

Jestem bardziej samotnikiem, nie przywiązuję się zbytnio do otoczenia poza nielicznymi wyjątkami. Mimo tego lubię pomagać innym, nie ważne czy jest to pierdółka czy jakaś większa przysługa. W większości przypadków zachowuję się przyjaźnie i dopasowuję się do otoczenia na tyle na ile mi to odpowiada. Nie dopuszczam się żadnych złych uczynków, nie obrażam nikogo bez powodu etc. Moją postawę określiłbym jako zdystansowaną do wszystkiego. Lubię otrzymywać szczegółowe pytania gdyż odpowiedź jest wtedy znacznie prostsza.
mirli
PostWysłany: Sob 21:43, 04 Paź 2014    Temat postu:

Ach, w porządku, teraz rozumiem. Wcześniej zinterpretowałem to tak, jakbyś pisząc o "braku poszanowania drugiej osoby" miał na myśli siebie. Przepraszam więc za pomyłkę. Smile

Pod listą wymienionych przez Ciebie wartości podpisuję się obyczterema rękami i nogami. Przy czym miałbym parę spostrzeżeń:

Ad 1) Myślę, że nie ma się jednak o co bać, jeśli chodzi o miłość, bo wydaje mi się, że przykłady, które opisałeś, nie mają z nią większego związku. Np. wymieniona przez Ciebie sytuacja wpadki i związek po niej ma częściej zdecydowanie więcej wspólnego z zauroczeniem lub wręcz pożądaniem, niż z dojrzałym uczuciem. Moje zdanie w tym temacie wygląda tak, że ludzie mają problemy z odróżnianiem stanu zakochania od miłości, poza tym brakuje im często rozwagi i cierpliwości. Natomiast sama dojrzała miłość ma się dobrze i nie sądzę, by czasy mogły coś więcej tu namieszać.

Ad 2) Nie łączyłbym tak ściśle kwestii języka z szacunkiem. Niekiedy zależy to wyłącznie od wychowania i środowiska w którym się obracamy. Osobiście wolę, gdy ktoś prosto z mostu i swoim językiem powie mi, co mu nie pasuje, niż żeby miał uśmiechać się, udawać życzliwość i jednocześnie kombinować, jak zrobić mnie na szaro.

Ad 3) Brak komentarza, zgadzam się w pełni. Smile

Ad 4) Dodałbym do wyjątków wykładowców i przełożonych w pracy Razz

A w kwestii systemu wartości: jasne, nie spiesz się i przemyśl to jeszcze. Sam gdy kiedyś zacząłem się zastanawiać nad własnym, odkryłem w nim wiele dziur, niedomówień i sprzeczności, więc trochę czasu zajęło mi pozbieranie tego wszystkiego do kupy. To zresztą naturalne, większość ludzi kieruje się w takich sprawach raczej intuicją, zamiast rozkminiać dokładnie każde zagadnienie etyczne Wink
Moriarto
PostWysłany: Sob 20:39, 04 Paź 2014    Temat postu:

Jakby to wyjaśnić... Cały czas pytasz o brak poszanowania wartości, prawda? Może najlepiej będzie jak po kolei na przykładach określę o co mi chodzi.

Miłość - zdaje mi się tylko czy jest ona coraz częściej widziana jako towar lub dobro konsumpcyjne które ma zapewnić chwilową przyjemność? Nie twierdzę, że wszyscy tak robią. Ale jest to nagminne ostatnimi czasy lub po prostu często się o tym mówi. Kobiety są traktowane przedmiotowo, coraz częściej nieświadomie lub bardziej świadomie same do tego przykładają rękę, Związki zawierane są ponieważ dwójce młodych się wpadło i są razem bo tak wypada. Coraz to młodsze pary biorą śluby oczekując szczęśliwego długiego życia a rozwodzą się po trzech czy pięciu latach "bo tak wyszło". Może to tylko moje wrażenie ale miłość nie ma tej wartości co kiedyś.

Szacunek - spróbuj posłuchać rozmowy dzieciaków z liceum czy gimnazjum. Sam mieszkam w bezpośrednim sąsiedztwie podstawówki. Uszy więdną od samego słuchania tych maluchów. Jeśli w tym wieku nie mają nie potrafią odpowiednio zwracać się do siebie nawzajem i do dorosłych to jaka przyszłość nas czeka? Wiem, powiesz że z tego się wyrasta. Ale skoro nauczyciel nie reaguje na bluzgi... Jak to dziecko ma z tego wyrosnąć. Nie tylko w szkole ale choćby na ulicy często to ma miejsce. Chociażby kierowcy. Wczoraj tylko miałbym trzy stłuczki z winy jakichś palantów za przeproszeniem. Nie przez przypadek, celowe i chamskie wymuszenia. Takich przykładów mogę podawać w każdej sferze. Mam tu też na myśli brak szacunku wobec zasad panujących w danym miejscu dotyczących zachowania itd.

Lojalność, wierność - tego chyba nie muszę tłumaczyć. Przyjaźń bardzo często znaczy tyle co nic. Sam byłem świadkiem, nawet zdarzyło się, że ofiarą zerwania takiej przyjaźni bez słowa wyjaśnienia. Ot tak, bo tak. Masz znajomych, dopóki uznają, że jesteś fajny, że masz modne ciuchy, bo "cwaniakujesz" i wydajesz się wtedy "cool" lub póki masz pieniądze. Ze świecą szukać tych prawdziwych przyjaciół, którzy będą przy tobie w trudnych momentach.
O związkach mówić nie muszę, prawda? Coraz więcej osób zalicza skok w bok.

Szczerość - wszyscy kłamią, mi też się zdarza choć tylko i wyłącznie w błahych i nieznaczących kwestiach. Gdy ktoś mnie o coś pyta, odpowiadam zgodnie z prawdą lub nie mówię nic.

Pozwól, że o systemie wartości napiszę jutro -.- wczesne wstawanie mi nie służy, nie mogę się teraz skupić...
mirli
PostWysłany: Sob 17:40, 04 Paź 2014    Temat postu:

Co zatem miałeś na myśli pisząc:

Moriarto napisał:
To co mnie najbardziej boli w tym wszystkim to brak szacunku do wspomnianych przeze mnie wartości (choć ja sam wyznaję tych wartości więcej) a co za tym idzie, brak poszanowania drugiej osoby.


Bo możliwe, że źle to zrozumiałem lub zinterpretowałem.

Moriarto napisał:
Co mam rozumieć przez zakres orientacyjny?


No, takie pobieżne przedstawienie podstaw i głównych elementów Twojego systemu wartości. Chociaż nie powiem, ucieszyłbym się bardziej z dokładniejszego obrazu, jeśli znalazłbyś trochę czasu na przedstawienie go.
Moriarto
PostWysłany: Sob 17:24, 04 Paź 2014    Temat postu:

Zrobiło się gorąco Razz Nigdy nie powiedziałem, że nie szanuję poglądów innych. Opisałem tylko co myślę, może niezbyt składnie i niezbyt ładnie dobierając słowa. Zmęczenie i ból głowy robią swoje Razz Ogólnie staram się postępować w miarę w porządku względem innych i mało mnie obchodzi co robią, tak długo jak się z tym nie obnoszą. Jeśli zaś jest to ktoś mi bliski, to niestety, czasem zdarza mi się być niemiłym gdy coś takiego ma miejsce. Każdy ma chwile słabości.

Co mam rozumieć przez zakres orientacyjny?
mirli
PostWysłany: Sob 17:09, 04 Paź 2014    Temat postu:

Strasznie się uniosłaś, w dodatku całkowicie bezzasadnie. Nie pierwszy raz zresztą, już w innym temacie zarzuciłaś mi opryskliwość tylko dlatego, że argumentowałem za przeciwnym do Twojego stanowiskiem.

Co do Twoich pytań "co ma piernik do wiatraka", tłumaczę od razu, że odnosiłem się (co wynika zresztą z mojego posta) do niniejszej części Twojej wypowiedzi:

Ona napisał:
A nie uważasz, że to wstrętne.... czysto fizycznie? Wiesz, jaki "przebieg" mają co poniektóre prostytutki? W jakichś artykułach o agencjach towarzyskich czy o porywaniu kobiet do zagranicznych burdeli czytałam, że niektóre miewały po 16 klientów DZIENNIE... Szczerze mówiąc, to gdybym miała świadomość, że jakaś moja znajoma była prostytutką , to czułabym do niej wstręt czysto fizyczny, a co dopiero muszą czuć osoby uprawiające seks, całujące się z taką...


A do relacji damsko-męskich odniosłem się dopiero w następnym fragmencie:

mirli napisał:
Natomiast w wypadku, gdyby do mojego bliższego kontaktu z taką osobą miało dojść...


Co więcej, nie przyznałem nawet, że lubię dawać się bezrefleksyjnie zarażać, bo gdybym lubił, nie napisałbym tego:

mirli napisał:
badania na najpopularniejsze choroby weneryczne, typu AIDS czy WZW, to w moim odczuciu jak na dzisiejsze czasy i tak konieczność, i sam je zresztą robię


Tak więc dalsza część Twojej wypowiedzi jest właściwie kompletnie nie na temat, bo tym, co określiłem jako powierzchowne zachowanie, było nazywanie przez Ciebie ludzi "wstrętnymi", a nie troska o własne zdrowie! Nie uważasz chyba, że w myśl poprawności politycznej zadaję się z nieleczonymi gruźlikami czy chorymi na gorączkę krwotoczną lub malarię, albo uprawiam seks bez zabezpieczenia z zarażonymi HIV-em?

Ona napisał:
Mam pełne prawo do wyboru znajomych i ty nie będziesz decydował o tym, czy to w porządku, czy nie


A w którym miejscu próbowałem o czymkolwiek decydować? Bo wydawało mi się, że wyraziłem jedynie swoją opinię na ten temat, nie narzucając Ci jej. Odpowiedziałem własnymi argumentami na Twoje argumenty. Na tym właśnie polega merytoryczna dyskusja.

Na dodatek w mojej wypowiedzi nie wspominałem w ogóle o kwestii wyboru kogokolwiek, więc nie mam pojęcia, skąd to wzięłaś.

Ona napisał:
I generalnie daruj sobie takie odgórne traktowanie innych dyskutantów, bo nie jesteś alfą i omegą! Nie potrafisz najwyraźniej dyskutować z szacunkiem do odmiennego zdania, ja twojego zdania nie oceniam, choć twój światopogląd mi skrajnie nie odpowiada- a ty wszystko, co się z tobą śmie nie zgadzać od razu etykietujesz- "powierzchowne" itd. Więc dzięki za takie "dyskusje", żegnam.


Ten zarzut jest tak absurdalny, że aż nie mam ochoty udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Mam jednak dla Ciebie dwa proste zadania. Mianowicie proszę Cię o:
1) wskazanie np. dwóch miejsc, w których oceniłem czyjś światopogląd;
2) wskazanie, dajmy na to, trzech fragmentów, w których wartościowałem lub etykietowałem coś/kogoś.

Ponieważ, jak stwierdziłaś, "nie potrafię dyskutować z szacunkiem do odmiennego zdania" oraz "etykietuję wszystko", znalezienie konkretnych przykładów na powyższe zachowania nie powinno stanowić dla Ciebie najmniejszego problemu.

W przeciwnym wypadku oczekuję od Ciebie przeprosin za pozbawione podstaw zarzuty.



PS Co zabawne, jeszcze 5 moich postów temu stwierdziłaś, że fajnie się ze mną dyskutuję. Wynikałoby z tego zatem, że wszystkie przewinienia o których wspomniałaś, miały miejsce od tamtej pory?
Ona
PostWysłany: Sob 15:35, 04 Paź 2014    Temat postu:

Cytat:
jako że nie całuję się z nimi ani nie obmacuję, dlatego też nie rozumiem trochę takiego powierzchownego podejścia

= Co ma piernik do wiatraka?? Mówimy chyba o związku damsko-męskim, gdzie występuje "całowanie i obmacywanie" Rolling Eyes
Cytat:
Wszystko fajnie, tylko że to jest argument natury medycznej, a nie etycznej, a to właśnie miałem na myśli pisząc "odrażające". Podobne wątpliwości mógłbym mieć zresztą również spotykając się np. z wolontariuszką z Rwandy lub pracownicą laboratorium mikrobiologicznego.

Podobnie, co ma piernik do wiatraka? Mówiłam odnośnie relacji damsko-męskich, a nie zwykłych znajomości, których można mieć na pęczki.

I nie żaden brak szacunku, tylko czysty pragmatyzm, nigdy nie traktuję ludzi jak trędowatych, nie daję im poznać, że są dla mnie wstrętni, ale nie zamierzam się od nikogo niczym zarazić i zachowuję podstawowe zasady higieny. I. może to brutalne, ale unikam grup wysokiego ryzyka, jeśli chodzi o możliwość nosicielstwa przez nich chorób z powodu ich rozwiązłego trybu życia, lub z innych powodów. Np. miałam koleżankę z opryszczką wargową, nie mam pojęcia, gdzie i w jaki sposób się zaraziła. Mam to gdzieś, ale nigdy nie dzieliłam się z nią np. napojami po WFie, za co się na mnie obraziła, twierdząc, że ze mnie "żydówa". Oczywiście nie mam nic do żydów, tylko ona mnie tym określeniem nazwała, mając na myśli, że jestem "sknerą". Mimo, że w innych sprawach jej pomagałam nieraz. To ja mam się poświęcać dla kogoś, bo jest chory nie z mojej winy? A oni nie muszą dbać o to, czy kogoś zarażą, czy nie?! Co to za roszczeniowa postawa- ja, zdrowa, jestem winna tego, że udało mi się nie mieć opryszczki wargowej, grzybicy, HPV, HIV i setek innych diabelstw i mam się świadomie narażać w imię jakiegoś moralnego przymusu poświęcenia się i "nieurażania" chorych?! Mam pełne prawo do wyboru znajomych i ty nie będziesz decydował o tym, czy to w porządku, czy nie Smile możesz sobie myśleć, co chcesz, jednak całe szczęście twoje zdanie nie ma najmniejszego znaczenia w moim życiu.

I generalnie daruj sobie takie odgórne traktowanie innych dyskutantów, bo nie jesteś alfą i omegą! Nie potrafisz najwyraźniej dyskutować z szacunkiem do odmiennego zdania, ja twojego zdania nie oceniam, choć twój światopogląd mi skrajnie nie odpowiada- a ty wszystko, co się z tobą śmie nie zgadzać od razu etykietujesz- "powierzchowne" itd. Więc dzięki za takie "dyskusje", żegnam.
mirli
PostWysłany: Sob 13:48, 04 Paź 2014    Temat postu:

@Ona: Wszystko fajnie, tylko że to jest argument natury medycznej, a nie etycznej, a to właśnie miałem na myśli pisząc "odrażające". Podobne wątpliwości mógłbym mieć zresztą również spotykając się np. z wolontariuszką z Rwandy lub pracownicą laboratorium mikrobiologicznego.

Następna kwestia. Nie popieram stosowania określenia "wstrętne" odnośnie ludzi w kontekście innym niż moralność właśnie. Posiadam bliższych i dalszych znajomych, którzy cierpią na przypadłości gorsze od większości chorób, którymi można się zarazić drogą płciową. I nie odczuwam wobec nich fizycznej odrazy, jako że nie całuję się z nimi ani nie obmacuję, dlatego też nie rozumiem trochę takiego powierzchownego podejścia. Tym bardziej, że nie każdy na "wstrętne" przypadłości cierpi na własne życzenie (i nie uważam by powinno się w ogóle czynić w tym miejscu rozróżnienie). Natomiast w wypadku, gdyby do mojego bliższego kontaktu z taką osobą miało dojść... staram się wiązać z ludźmi, którzy są odpowiedzialni, monitorują swoje zdrowie i są szczery wobec partnerów (seksualnych), a badania na najpopularniejsze choroby weneryczne, typu AIDS czy WZW, to w moim odczuciu jak na dzisiejsze czasy i tak konieczność, i sam je zresztą robię.

To tyle w temacie, bo kwestie biologiczne nie są przedmiotem tej części dyskusji.

Moriarto napisał:
Pierwszy powód, chyba główny to fakt, że mamy się za istoty inteligentne a celowo i z rozmysłem degradujemy się do formy zwierząt.


Przypadkiem z taksonomii wynika nasza przynależność do królestwa Animalia, dlatego wcale nie musimy degradować się do formy zwierząt - bo jesteśmy nimi. Co do procesów, które dzielimy ze zwierzętami, a nawet większością roślin i częścią grzybów oraz bakterii: oddychanie, odżywianie, trawienie, rozmnażanie płciowe... Nie wiem dlaczego to właśnie seks miałby być dla nas czymś wybitnie degradującym. Tym bardziej, że jesteśmy akurat jednym z nielicznych gatunków, które uprawiają go dla przyjemności, więc nie jest to jednak zachowanie typowe dla zwierząt.

Moriarto napisał:
Dlaczego uważam to za złe postępowanie? Może ze względu na to co niesie ze sobą związek. Odpowiedzialność, wierność, szczerość, zaufanie, możliwość polegania na drugiej osobie.


Nie widzę związku. Napisałem wprost, że zdradę uważam za coś moralnie obrzydliwego, natomiast seks sam w sobie nie wydaje się kolidować z żadnym z przymiotów bliskiej relacji, które wymieniłeś.

Moriarto napisał:
Seks to wg mnie, najwyższa forma oddania drugiej osobie, manifestacja więzi jakie nas łączą.


Dlaczego akurat seks? Dlaczego nie np. spłodzenie dziecka, zawarcie związku małżeńskiego, gra w ping-ponga albo wspólne zbieranie znaczków?

Moriarto napisał:
Z tego powodu uważam relacje typu ff i ich pochodne to czyste zszarganie tak ważnych wartości wyznawanych przez stulecia.


Argumentum ad antiquitatem, czyli odwołanie się w argumentacji do historii i tradycji, nie jest zbyt dobrym posunięciem, z bardzo prostego powodu. Różne ludy czy cywilizacje sankcjonowały dawniej zachowania, które z perspektywy dzisiejszych czasów są powszechnie uważane za wynaturzenia, np. tortury, drastyczne kary, pedofilię, aranżowane małżeństwa... Dlatego też tradycja stanowczo nie jest dobrym kompasem moralnym - jej użycie w dyskusji jest ryzykowne i najczęściej niczego nie dowodzi. To, że coś jest stare, nie znaczy, że jest dobre i sensowne.

Moriarto napisał:
Inna sprawa, że bardzo często ktoś przy takich relacjach cierpi. Jaki mam powód krzywdzić kogoś? Nawet pośrednio? Staram się nie krzywdzić nikogo w poważniejszy sposób, są jednak sytuacje kiedy ciężko jest tego uniknąć lub wręcz nie ma innego wyjścia jak to zrobić, więc rozumiem takie przypadki.


W sumie sam odpowiedziałeś na postanowione przez siebie pytanie. Nie da się uniknąć pośredniego sprawiania ludziom krzywdy. Obierając kierunek kariery, który nie podoba się Twoim rodzicom, sprawiasz im krzywdę. Wiążąc się z jakąś osobą, sprawiasz krzywdę innej, która się w Tobie podkochuje. Zabierając ostatni baton ze sklepowej półki, krzywdzisz osobę, która miała na niego ochotę, ale przyszła do Biedronki później niż ty. Razz Można jedynie starać się ograniczyć te krzywdy, albo nie czynić ich intencjonalnie lub z nadmiernie egoistycznych pobudek.

Jak dla mnie wszelkiego rodzaju relacje, także te typu FF, mają sens jedynie wtedy, gdy obie strony czerpią z nich korzyści - nigdy zresztą nie uważałem inaczej.

Moriarto napisał:
To co mnie najbardziej boli w tym wszystkim to brak szacunku do wspomnianych przeze mnie wartości (choć ja sam wyznaję tych wartości więcej) a co za tym idzie, brak poszanowania drugiej osoby.


No cóż... ile ludzi, tyle systemów i hierarchii wartości. Twoje stwierdzenie można równie dobrze obrócić i zapytać, dlaczego to Ty nie masz poszanowania dla wartości innych ludzi, np. innego ich podejścia do kwestii seksu? I dlaczego akurat ten, a nie inny system wartości jest lepszy lub gorszy? Osobiście wyznaję pogląd, że szacunek do drugiej osoby oznacza m.in. tolerancję (oczywiście ma ona granice) dla jej światopoglądu, a nie zgadzanie się z nim i podporządkowywanie się mu. Pozostawiam to pod rozwagę.

Moriarto napisał:
ja sam wyznaję tych wartości więcej


Mógłbyś zakreślić mi orientacyjny (lub dokładny, jeśli Ci się chce) obraz swojego systemu wartości, z podkreśleniem tych wartości, które uważasz za wspomniane "więcej"? Ciekawi mnie to.
Ona
PostWysłany: Czw 22:25, 02 Paź 2014    Temat postu:

Nie chcę się rozpisywać, to tylko spytam o coś, co mnie frapuje
mirli napisał:

...A prostytucję w takiej konfiguracji traktowałbym jako zdradę fizyczną. Mogę sobie natomiast wyobrazić sytuację, w której wiążę się na stałe z prostytutką po jej obietnicy, że zerwie z zawodem. Nie sądzę, by stanowiło to dla mnie problem, bo w samym zawodzie nie widzę niczego odrażającego ani niemoralnego.

A nie uważasz, że to wstrętne.... czysto fizycznie? Wiesz, jaki "przebieg" mają co poniektóre prostytutki? W jakichś artykułach o agencjach towarzyskich czy o porywaniu kobiet do zagranicznych burdeli czytałam, że niektóre miewały po 16 klientów DZIENNIE... Szczerze mówiąc, to gdybym miała świadomość, że jakaś moja znajoma była prostytutką, to czułabym do niej wstręt czysto fizyczny, a co dopiero muszą czuć osoby uprawiające seks, całujące się z taką... Jakim siedliskiem wszelkiego syfu musi taka kobieta być... i to niezależnie od tego, czy klienci zawsze korzystali z prezerwatywy (a i z tym bywa różnie, choć dla mnie to niewyobrażalne, jakim trzeba być bezmyślnym pacanem, by w takie niebezpieczeństwa ładować-i to dosłownie, hehe Very Happy - swojego małego przyjaciela), bo różne zarazki, grzybice, etc. roznoszą się także poprzez stykanie się ogólnie okolic płciowych, a nie tylko samego "ubranego" w prezerwatywę wspomnianego wyżej.. przyjaciela Laughing poza tym prostytutka miała kontakt pewnie też z innymi częściami ciała i wydzielin niezliczonych klientów, z których wielu z pewnością miało jakieś choroby skóry, etc... jednym słowem OHYDA Razz

Owszem, nawet zwykła kobieta mogła się zarazić nawet od stałego partnera jakimś syfem, jednak przyznasz chyba, ze ryzyko nawet w przypadku dość rozwiązłej kobietki, ale nie-prostytutki jest znacznie mniejsze, niż w przypadku kobiety, która mogła mieć nawet po kilkunastu partnerów DZIENNIE, i to takich, z których wielu pewnie korzysta z takich usług dość często, z różnymi prostytutkami, co dodatkowo zwiększa ryzyko Razz

Co prawda można zawsze zrobić badania, ale czy na wszystkie typy choróbsk możliwych jest w zakresie przeciętnego człowieka? Razz
Moriarto
PostWysłany: Czw 21:42, 02 Paź 2014    Temat postu:

Pierwszy powód, chyba główny to fakt, że mamy się za istoty inteligentne a celowo i z rozmysłem degradujemy się do formy zwierząt. Dlaczego uważam to za złe postępowanie? Może ze względu na to co niesie ze sobą związek. Odpowiedzialność, wierność, szczerość, zaufanie, możliwość polegania na drugiej osobie. Seks to wg mnie, najwyższa forma oddania drugiej osobie, manifestacja więzi jakie nas łączą. Z tego powodu uważam relacje typu ff i ich pochodne to czyste zszarganie tak ważnych wartości wyznawanych przez stulecia. Inna sprawa, że bardzo często ktoś przy takich relacjach cierpi. Jaki mam powód krzywdzić kogoś? Nawet pośrednio? Staram się nie krzywdzić nikogo w poważniejszy sposób, są jednak sytuacje kiedy ciężko jest tego uniknąć lub wręcz nie ma innego wyjścia jak to zrobić, więc rozumiem takie przypadki.

To co mnie najbardziej boli w tym wszystkim to brak szacunku do wspomnianych przeze mnie wartości (choć ja sam wyznaję tych wartości więcej) a co za tym idzie, brak poszanowania drugiej osoby. Mogę to tylko porównać do spalenia przez katolika pisma świętego.

Bez konkretnego pytania do konkretnej kwestii, trochę trudno mi odpowiedzieć. Muszę zebrać myśli żeby opisać sytuacje z poza sfery seksualnej i związków.
mirli
PostWysłany: Czw 20:47, 02 Paź 2014    Temat postu:

Moriarto napisał:
Nie przeszkadza Ci prostytucja? Załóżmy więc scenariusz, w którym twoja żona para się tym zawodem. Nadal nie czułbyś dyskomfortu? Zniesmaczenia?


Zniesmaczenia nie, ale czułbym z pewnością zazdrość. Jednakże wspomniałem o tym:

mirli napisał:
pod warunkiem, że nie łączy się ze zdradą obecnego partnera


...A prostytucję w takiej konfiguracji traktowałbym jako zdradę fizyczną. Mogę sobie natomiast wyobrazić sytuację, w której wiążę się na stałe z prostytutką po jej obietnicy, że zerwie z zawodem. Nie sądzę, by stanowiło to dla mnie problem, bo w samym zawodzie nie widzę niczego odrażającego ani niemoralnego.

Moriarto napisał:
Mirli, nie jestem ani na tyle elokwentny ani nie posiadam dość wiedzy by toczyć z tobą pojedynek na argumenty czysto naukowe gdyż takimi tu głównie operujecie. Nie opieram się o żadne badania a jedynie o własny rozsądek i intuicję.


Jeśli chodzi o zagadnienia związane z etyką, badania naukowe nie mają tu raczej większego zastosowania - fakt, że z ich wyników wychodziłoby na przykład, że jakaś grupa ludzi robi tak lub siak, nie ma żadnego wpływu na kwestię tego, jak powinno się postępować w teorii. Dlatego proszę Cię właśnie jedynie o Twój osąd, uzasadnienie, dlaczego sam uważasz to za złe postępowanie, jak napisałeś "niewłaściwe ze względów moralnych".

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group